OTCHúA╤ |
PamiΩtam - to by│o Starless And Bible Black. PamiΩtam te┐ dobrze okoliczno£ci . By│em sam w ciemnej kuchni, muzyka dobiega│a z ma│ego, przeno£nego magnetofonu.
I wtedy po raz pierwszy w ┐yciu poczu│em za spraw╣ muzyki lΩk. Po raz pierwszy poczu│em, jakby kto£ nagle po│o┐y│ mi d│o± na ramieniu. I poczu│em blisko£µ Otch│ani.
Gdy wybrzmia│y ostatnie dƒwiΩki Fracture, siedzia│em przez chwilΩ bez ruchu, przera┐ony, ale i zafascynowany. A potem cofn╣│em ta£mΩ...
Mo┐e brzmi to nieco naiwnie, ale tak w│asnie by│o. Ka┐dy szczeg≤│ owego wieczora sprzed szesnastu czy siedemnastu lat pamiΩtam z zaskakuj╣c╣ dok│adno£ci╣, Od tego to w│a£nie czasu nieco tajemnicze s│owa King Crimson sta│y siΩ dla mnie kodem, za pomoc╣ kt≤rego odkry│em prze│o┐one na jΩzyk muzyki najbardziej przera┐aj╣ce koszmary otaczaj╣cego nas £wiata. Wtedy te┐ pocz╣│em dostrzegaµ zimny i wyrachowany geniusz cz│owieka odpowiedzialnego za ten dƒwiΩkowy obraz szale±stwa ludzkiej natury. Geniusz Roberta Frippa. Ten, gitarzysta, mag, kompozytor , schizofrenik konca XX wieku w jednej osobie ma w sobie co£ z diabolicznego katalizatora. Zebrani wok≤│ niego muzycy zawsze zdobywali tw≤rczy Mount Everest czy chodzi│o tu o ba£iowe In The Court Of The Crimson King, rozrywaj╣ce na strzΩpy Lark's Tongues In Aspic czy po afryka±sku atawistyczne Thela hun Ginjeet. Nawet w tchn╣cych spokojem I Talk To The Wind jest charakterystyczny dla tych kompozycji nastr≤j, niby zamy£lonego spogl╣dania gdzie£ wy┐ej, w niebo.Podobnego efektu nie spos≤b osi╣gn╣µ jedynie dziΩki bieg│o£ci technicznej czy wrΩcz wirtuozerii, kt≤rej muzykom King Crimson nigdy wszak nie brakowa│o. Potrzebne jest tak┐e owo rzadko spotykane poczucie jedno£ci, ta sama wra┐liwo£µ lub te┐ poddanie siΩ wizji Mistrza. To, ┐e tego rodzaju "tw≤rczo£µ totalna" nastawiona za ka┐dym razem na jeszcze jeden krok dalej, w nieznane, wywiera│a du┐a presjΩ na uczestnikach eksperymentu, znajdowa│o potwierdzenie w czΩstych zmianach sk│adu King Crimson, Podobno z Frippem nie spos≤b by│o d│ugo wytrzymaµ w jednym zespole. Ale nic w tym dziwnego: geniusze z regu│y bywaj╣ osamotnieni. Jednak┐e piΩtno tego karmazynowego bicza Bo┐ego, jakim sta│ siΩ dla rocka King Crimson odcisnΩ│o siΩ na wielu wsp≤│pracownikach Frippa. Chocia┐ John Wetton, Greg Lake, Bill Bruford, Mel Collins- by wymieniµ tylko znamienitszych -mo┐e nie zawsze byli tego £wiadomi.
B≤l, chaos - to wszystko sk│ada│o siΩ na apokaliptyczna symfoniΩ, jak╣ Robert Fripp i sp≤│ka tworzyli przez ca│y niemal czas swej dzia│alno£ci.
Chocia┐ - nie. By│y takie promyki nadziei tym cenniejsze, ┐e rzadkie i wielkiej urody. Choµby Trio ze wspomnianego na pocz╣tku albumu. Utw≤r mistrzowsko operuj╣cy cisz╣, z delikatnymi dƒwiΩkami melotronu, gitary i skrzypiec. To w│a£nie cudowne skrzypce Davida Crossa przydaj╣ tej niepowtarzalnej kompozycji subtelnego piΩkna i jakiej£ rzewno£ci. Trio powstaje jakby z ciszy , by po kilku chwilach ponownie w ciszΩ siΩ obr≤ciµ. Niczym jaki£ muzyczny Feniks. Magia. Karmazynowa magia. Z kolei poprzedzaj╣cy Trio utw≤r The Night Watch nale┐y s│uchaµ zgodnie z instrukcj╣ zawart╣ w tytule - p≤ƒn╣ noc╣, z szeroko otwartymi oknami, tak by noc mog│a wej£µ do domu, a gitara Frippa wzlecieµ ponad drzewa, w chmury, gdzie jej miejsce...
O Epitaph napisano ju┐ tomy, nie bΩdΩ wiΩc powtarza│, ┐e wzruszaj╣ce, podnios│e i... przera┐aj╣ce. Mo┐e tylko wspomnΩ, ┐e ten prawdziwy pomnik smutku odmieni│ kiedy£ moje ┐ycie, czego efektem jest miΩdzy innymi to, ┐e piszΩ teraz te s│owa...
I na koniec Starless And Bible Black... Gdybym by│ muzykiem, skomponowanie i wykonanie Starless uzna│bym za dzie│o swojego ┐ycia. To najtragiczniejsza opowie£µ o klΩsce i bezdennej rozpaczy, jak╣ dane mi by│o us│yszeµ. Krzycz╣cym saksofonem Collinsa, grzmi╣cym basem Wettona i rozwibrowan╣ gitar╣ Frippa King Crimson opowiada o utraconej nadziei j o najgorszym co mo┐e ciΩ spotkaµ: o bezsilno£ci, gdy patrzysz jak najwa┐niejsze rzeczy w ┐yciu - dobroµ, ciep│o i mi│o£µ umykaj╣ przed tob╣. I widzΩ tylko bezgwiezdnosµ. I biblijn╣ czer±...
S│uchaj╣c Starless nie czujΩ ┐adnego uniesienia, ┐adnych dreszczy. CzujΩ pokorΩ.
Z pewnym wahaniem siΩgn╣│em po najnowszy rozdzia│ w historii King Crimson album VROOOM, wydany w grudniu ubieg│ego roku. Nie zawsze podoba│o mi siΩ podej£cie Frippa do muzyki na trzech poprzednich p│ytach jego zespo│u. Nie wiedzia│em jeszcze, ┐e czeka mnie najbardziej wstrz╣saj╣ce trzydzie£ci minut muzyki pierwszej po│owy lat dziewiΩµdziesi╣tych... VROOOM jak dƒwiΩk gromu, jak pomruk ziemi...
Ukazanie siΩ tego albumu to wielkie wydarzenie. Zn≤w jest w muzyce King Crimson to, czego najbardziej brakowa│o mi w ich tw≤rczo£ci w latach osiemdziesi╣tych. Ten pierwiastek szale±stwa. On dopiero sprawia, ┐e w pe│ni rozumiem s│owa Roberta Frippa: Crimson to spos≤b na ┐ycie. Bo czym┐e jest ┐ycie bez odrobiny szale±stwa? I jeszcze co£ - tak jak przed kilkunastu laty , poczu│em blisko£µ Otch│ani. A je£li zbyt d│ugo wpatrujesz siΩ w Otch│a±, w pewnej chwili spostrzegasz, ┐e otch│a± wpatruje siΩ w ciebie.
TOMEK SYREK